niedziela, 31 maja 2015

Helsinki w listopadzie - czyli: ruszamy!


Czy boicie się latać samolotem? Bo ja nie. Z natury pesymistka, co rusz, na dokładkę, przekonująca się, że jednak miałam rację, powinnam się bać. A tu nic! Wsiadam jak do autobusu i lecę... Dziwne. Pewnie brak wyobraźni :)

Po pysznej, warszawskiej kawce i przetarciu zaspanych oczek, ze radosną świadomością ze w samolocie się wyśpię- w końcu dziewięć godzin lotu mnie czekało, nie licząc przelotu do Helsinek- wsiadłam, powitałam śliczne fińskie blondynki na pokładzie a właściwie one powitały mnie, usiadłam i rozpoczęłam Wielką Podróż.

Dlaczego akurat z Finlandii jest mnóstwo lotów do Chin i to w całkiem przystępnej cenie - nie mam pojęcia. Szukaliśmy długo i wciąż, jak renifer z zaspy wyskakiwały nam fińskie linie lotnicze. Może śnieg na co dzień eksportują albo co... Tak wyskakiwały, wyskakiwały i przekonały do siebie. I tak po godzinie z odrobiną lotu pierwszy raz zobaczyłam Finlandię.

Finlandia listopadowa nie jest za piękna. Nasz listopad zresztą też z nóg nie zwala swą urodą, ale tu było juz szaro- buro, jakoś tak smętnie i ponuro, jakby pogoda przypominała, że żarty się skończyły i teraz, proszę państwa, będzie już tylko gorzej. Trawy zrudziały i uschły, świerki już spały a po liściach na czymkolwiek śladu już nie było... I po horyzont szaro ta jakby słońce miało wrócić za pół roku dopiero...
Za to lotnisko jasne i wesołe. Nie przytłaczające swym ogromem , czyściutkie, pachnące i mocno kontrastujące ze światem na zewnątrz. Wszystko świetnie zorganizowane, czytelne i sympatyczne. Za dużo czasu zresztą na oglądanie nie miałam bo przerwa trwała tylko godzinkę ale nie było żadnych problemów z dotarciem do właściwej bramki. A po drodze takie różne cuda widziałam :



To lotnisko właśnie. Można? Można!

A taki wesoły samolocik stał sobie i czekał na innych podróżnych. 

Do tego samolociku można było sobie dokupić kurtkę w taki sam wzór. Czapka, szalik i rękawiczki też były ale w końcu leciałam do ciepłych krajów, po co mi.... Zresztą do dzisiaj żałuję :) Trzeba było kupić jednak :).





czwartek, 28 maja 2015

Tak, jestem leniwa :)

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!

To że narobiłam apetytu i zniknęłam- moja wina! Tyle się działo, tak szybko wszystko się zmieniało, że po prostu nie nadążałam. Gdzieś tam, w ipadzie, mam kilka stron wpisów, opisów, przemyśleń na temat Chin. I sobie tam tkwią. Nawet ich jeszcze nie przeczytałam. Zdjęć nawet nie obejrzałam jeszcze. Ba, niektóre tkwią cały czas na karcie w aparacie. Muszę szybko nadrobić czas bo za chwilę zacznie się nowa przygoda i o starej nie będzie sensu pisać. A może będzie? Czyta mnie jeszcze ktoś? Pewnie już wszyscy zapomnieli a za chwilę zapomnę i ja :).

Może już jutro uda mi się napisać chociaż kilka słów. Na razie jest mi zimno i ciągle za mało światła. Och, ten nasz klimat!!! Piękny, urozmaicony i wciąż zimny...

I  żeby nie było, że to całkiem moja wina. Jak tylko wylądowałam w Chinach, zniknął mi Fb. Na amen. Aż do wyjazdu :) I jak tu się połączyć z innymi? Ale było warto! Oj tak :)