wtorek, 14 października 2014

I zaczęło się....

Dzisiaj tak na szybciutko.

Siedzę sobie właśnie na lotnisku w Warszawie, pije całkiem dobrą kawkę i jestem nieprzytomna! Czwarta rano na pobudkę nie jest moją najukochańszą porą dnia... Ale już dotarłam, mimo mgły i całkiem sporego ruchu.

A teraz czekam na samolot. Pierwszy etap: Helsinki. Godzinka przerwy i.... Dziewięć godzin lotu. Zabrałam ze sobą " Złodziejkę marzeń" Ani Sakowicz. Przebędzie ze mną całą podróż i wróci, nie ma obaw. Będziesz miała, Aniu, najdalej na wschód wysuniętą flankę Twojego pisania :)

Jestem ciekawa jak jest z wifi tam gdzie lecę. Jak tylko gdzieś się zaloguję, dam znać :). Postaram się również powrzucać zdjęcia jak tylko będzie okazja.

Buziaki wielkie! Wasza nieprzytomna Puszkowa :)

O Futrzatego nie martwcie się, ma bardzo dobrą opiekę. Mam nadzieję, że nie przytyje :)

Naprawdę nie wspominałam gdzie lecę? Wielkie Chiny!!!

piątek, 10 października 2014

Od czego zacząć... musi się chcieć !

Dzisiaj pierwszy post z cyklu: jak ruszyć tyłek i wreszcie zacząć zwiedzać, skoro tak o tym marzyliśmy...

Jak już wspomniałam w poście poprzednim, aby gdzieś wyjechać trzeba tego chcieć. A nie wszyscy chcą. Takie siedzenie przed telewizorem i narzekanie: no tak, pojechałbym ale wszystko takie drogie, a nie wiadomo czy warto, tyle razy byliśmy u Stefanów na działce i fajnie było, człowiek pojedzie i nawet nie zahandluje żeby się zwróciło, a tacy jedni byli i im się nie podobało, bo deszcz padał a miało być słońce... I tym podobnie. No i dalej siedzi się przed tym telewizorem, ale z przytulną świadomością, że gdyby chciał to by pojechał ale po co! A chcieć się musi!

Świat ciekawy jest niezmiernie ale nas też to musi  ciekawić. Świat nie czeka na mnie, Puszkową, aż przybędę, a on, ten świat, witać mnie będzie chlebem i solą, karaluchem w cukrze czy smażoną świnką morską, zależnie od kontynentu i zwyczajów witającego. Świat nie zapada w letarg natychmiast po moim wyjeździe, zostawiając tylko dyżurnych, którzy odliczać będą dni do mojego powrotu, łkając od czasu do czasu z tęsknoty. Świat po prostu sobie jest. Żyje własnym życiem, ciesząc się gdy wzbudza nasze zainteresowanie ale nie wymagając od nas pouczeń i narzucania własnych obyczajów. My też jesteśmy częścią tego świata, inną po prostu, i równie fajną ale ani lepszą ani gorszą...

Czyli: najpierw musimy chcieć. Jak już wiemy, że chcemy a jesteśmy tego pewni, szukamy miejsca, które zawsze, ale to zawsze chcieliśmy zobaczyć.

Wiecie, że jest sporo osób, które nigdy nie były nad naszym morzem? Zawsze chciały ale jakoś tak nie wychodziło... I na pewno nie wyjdzie jeśli nadal będą tylko na etapie : chciał(a)bym ale się nie da! Bo...bo...bo...bo... i milion innych argumentów.

Nasze morze cudne jest, choć śledziami śmierdzące, bure, wzburzone i brzegami kamieniste a na pewno zimne. Ale jest nasze i jest moim najukochańszym morzem na świecie. Nie ma znaczenia czy to listopad, kwiecień czy lipiec... Wiadomo, zimne jest przez cały rok ale kto chce je poznać naprawdę, w miesiącach letnich niech lepiej da sobie spokój. Samo morze cieplejsze jest lecz tylko trochę za to brzegi nikną pod stadami bałwanów, którzy przywlekli się, bo RODZINA W LECIE NAD MORZEM WYPOCZYWAĆ MA! I tak sobie wypoczywają, jeden obok drugiego, tyłem do morza mojego ukochanego bo wiadomo... wieje więc trzeba zrobić sobie ścianę z parawanów i to najlepiej wysoką na pięć metrów. Morze jest wtedy tylko tłem widzianym w szparach między tyczkami.
Ale jedźcie nad nasze morze poza sezonem... Jest po prostu piękne... Cisza, spokój i tylko my...Rozmarzyłam się...
A wracając na ziemię czyli nad morze :) ceny po sezonie są jednak dużo niższe. Wszystkie mrożone ryby z hurtowni z południa Polski zostały już sprzedane jako świeże w sezonie, więc jest szansa na świeżą prawdziwą, znikają budy WSZYSTKO PO 4,5,6  i zapada cisza..Nie ma przewalających się tłumów, szum morza słychać nawet na obrzeżach miejscowości nadmorskich i jest pięknie!

A może nie morze? A może góry?

Wiecie jakie są piękne nasze góry latem? Dopiero w tym roku je odkryłam. Owszem, zima, wiadomo : narty i te sprawy,  ale raczej pod hasłem: JAK UTRZYMAĆ SIĘ NA NARTACH I SIĘ NIE ZABIĆ... O moich narciarskich wyczynach można przeczytać zresztą u Futrzatego na blogu więc nie będę się powtarzać. Futrzaty ma lepszy ode mnie zmysł obserwacji i moje narciarskie możliwości opisane zostały u niego dużo bardziej złośliwie niż zrobiłabym to ja ale w tym roku nie miał szansy! Nie było śniegu...

I naraz okazało się, że luty lutym, słoneczko świeci, pierwsze stokrotki kwitną a bazie już puchate :). I można sobie godzinami chodzić. Żadnego lodu, śniegu, może trochę błota i to wszystko w lutym! Wiadomo, w góry wyższe nie ma się co wdrapywać bo szlaki oblodzone i niebezpieczne. Ale na tzw. parterze? Cudo! I tak właśnie w lutym odkryłam letnie góry :). Okazało się że Sudety nie wymagają ode mnie sprzętu wspinaczkowego, specjalnych ciuchów i butów w full-wypasie, co najwyżej  czapkę i kurtkę na tzw. wszelki wypadek :). I jeszcze butelkę wody, kawałek ( może być spory) czekolady albo batonik w plecaczek i ŻYCIE JEST PIĘKNE!!! Przez cały rok :) Na kawałek narciarstwa też oczywiście się w lutym załapałam, bo są trasy naśnieżane, ale letnie góry są zdecydowanie przyjaźniejsze.A tam, i tak są piękne  przez cały rok!!!  I można chodzić, chodzić, napawać się widokami, ciszą i pachnącym powietrzem, mówić : "dzień dobry" mijanym osobom i nie paść z przemęczenia ;).

Tak więc wystarczy chcieć! Morze, góry, jeziora...A jeszcze został cały świat....

O tym następnym razem. Bo aby jechać gdzieś tam czasem wiza jest potrzebna, zwłaszcza ta rzekomo przez wszystkich rodaków umiłowana i do życia niezbędna w związku z czym informacja, ze nie jest ona z automatu w dniu urodzenia  przydzielana, traktowana jest jak wypowiedzenie wojny i zerwanie sojuszy wszelakich... :) I właśnie o tym, jak ją zdobywałam, opowiem ...


Pozdrawiam i do następnego spotkania. Puszkowa

PS. Na moje narciarskie perypetie zapraszam na blog Futrzatego: www.puszkowewidzimisie.blog.pl



Lutowe bazie :)



Luty w górach... Niewiarygodne!

A tu już lipiec
Takie lutowe słoneczko


Mały Staw koło Samotni

Sierpniowe Sudety


Wang...
Wszystkie zdjęcia są, oczywiście, mojej produkcji a zrobione zostały aparatem marki...jak mi zapłacą za reklamę to powiem :) Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 6 października 2014

Powoli pakuję się ...

Tak naprawdę to jeszcze nie powiedziałam dlaczego powstał ten blog...

Nie, nie na złość Futrzatemu, chociaż fajnie by było :)
Nie dlatego również, kochana Pani S, żeby Futrzatemu i innym cichcem, zza blogowego węgła, ogonki poobrabiać. Też fajnie by było... :).

Jak już wspomniał Futrzaty, w sposób wytworny wiadomy tylko sobie, kocham "szlajać" się po świecie. Charakter jakiś taki wędrowny... Jeszcze dobrze do domu nie wrócę, walizek nie rozpakuję a już mam w głowie następny wyjazd. Z tym rozpakowywaniem rzeczywiście mam problem, bo rozpakować to " pikuś". To trzeba wyprać a co gorsza WYPRASOWAĆ. A kto normalny kocha prasować...

Gdzie już byłam? 
W wielu, wielu miejscach. A jeszcze w więcej wielu nie byłam :).
Całe szczęście, że Puszkowy ma świętą cierpliwość i mojemu jeżdżeniu paluchem po mapie z lekką tylko trwogą się przygląda. Charakter, na szczęście, ma podobny i świat też go wzywa ale w moim świecie podróżniczym więcej jest morza i palm a w jego tras do obdeptania :). Ale przecież zawsze można to jakoś pogodzić i chwile cierpienia w środowisku nie zawsze dla mnie naturalnym mijają szybko i w miarę bezboleśnie :)

A teraz znów się powoli pakuję. Już za kilka dni zaczyna się następna " podróż życia".
Tych podróży życia już kilka zresztą było, bo jak tylko nauczyłam się czytać wyobraźnia natychmiast podsunęła obrazy krain czekających tylko na mnie, Puszkową, mórz i oceanów szumiących tylko dla mnie i inne takie wyobrażenia, jakie mogą powstać w głowie kogoś kto wychował się na " Tomkach" Alfreda Szklarskiego. I jak tylko nastąpił czas, że powolutku można było zacząć te swoje wyobrażenia konfrontować z rzeczywistością, powstała własna seria z Puszkową w roli głównej. I tak : " Puszkowa w krainie kangurów..." jest. " "Puszkowa na wojennej ścieżce" jest. Tom o tytule " Puszkowa w krainie oposa i kiwi" też już jest.       "Puszkowa i Piąta Aleja" też gdzieś już leży. I tak kilka innych tomów. 
A wszystkie tylko w głowie, na kartach pamięci i we wspomnieniach, świeżych i starszych, leżą sobie, magazynowane, nowymi tomami przygód przygniatane i społeczeństwu nie przekazywane :). Egoizm jakiś taki paskudny...

I właśnie dlatego powstał ten blog. Czytania będzie mało, wiec wtórnym analfabetom przeszkadzać nie będzie, zdjęć dużo więcej ale jeśli jakąś małą złośliwostkę będę  mogła wrzucić, nie odmówię sobie :). Najważniejsze jest zdrowie psychiczne, nieprawdaż?
Pozdrawiam ciepło; Puszkowa.
PS. Godziną dodania wpisu nie sugerujcie się. Po prostu: nie mam pojęcia jak ją zmienić :) Ale nauczę się :)

niedziela, 5 października 2014

Dzień dobry wszystkim :)

Jak wiecie, Futrzaty był na tyle uprzejmy, że udostępnił mi część, naprawdę maleńką część, pojemności swego bloga. Ot, taki tyciuni kawałeczek... Zapomniał, oczywiście, jak to on, ze ja też mam coś do powiedzenia i opisania a to co mi odstąpił po wielkich błaganiach, służyć miało tylko i wyłącznie opisywaniu jego cudnych cech charakteru i jeszcze cudniejszej urody.
Dlatego spróbuję stworzyć własny blog. Jak mi się to uda, jeszcze nie wiem :) Zbyt wiele czasu zajmuje mi kontrolowanie Futrzatego, aby jego wpisy były w miarę krótkie i sensowne. Bo wpis w stylu : jaki jestem piękny i skromny na dwie pełne strony raczej do takich nie należy. 
W każdym razie spróbuję a jak to zadziała, jeszcze nie wiem.
Pozdrawiam.
Puszkowa